Jeśli lubisz swoje życie i uważasz, że jest ono kompletne, nie wchodź tu, to nie miejsce dla Ciebie. Kiedy człowiek cierpi, gdy nie jest to konieczne, cierpi bardziej niż jest to konieczne. To strona dla wytrwałych, poszukujących i odpornych na stan faktyczny otaczającego nas świata.W tym miejscu rzeczywistość staje się sztuką, a sztuka jedyną bronią w walce z tą pierwszą. W dzisiejszym konsumpcyjnym społeczeństwie (piszę to w roku 2010), nadwrażliwość jest jak nagle otwarty w przełyku parasol. Jeżeli cierpisz i jest Ci z tym dobrze, ośmielę się tylko jedną mieć prośbę. Wymaż ten adres z swojej pamięci, bo może w głowie zacząć się kręcić. Ja wierzę że życiodajna woda i słowo pomogły mi wrócić zza grobu.









MOJĄ NOWĄ KOMPOZYCJĘ, KTÓRA OPOWIADA O URZĄDZENIU CERAGEM-E MOŻESZ ODSŁUCHAĆ POD TYM ADRESEM:

http://tojanarkoman.wrzuta.pl/audio/7fSQwGnmDsT/ceragem-e


środa, 29 lutego 2012

NARCYZ I ECHO

Gdy Narcyz przyszedł na świat, jego matka odwiedziła wyrocznię w Delfach i zapytała, jak długo jej syn będzie żył. „Tak długo, jak długo nie pozna samego siebie”, brzmiała odpowiedź. W cieniu tej zagadkowej przepowiedni Narcyz wyrósł na pięknego młodzieńca, do którego wzdychały wszystkie panny. On jednak nie zwracał na nie uwagi. Lekkomyślnie pogardzał wszystkimi, nie reagując na ich miłość. Być może instynktownie wyczuwał, że droga do prawdziwego poznania samego siebie wiedzie poprzez pokochanie kogoś i zgodę na bycie kochanym.
Echo, najładniejsza spośród nimf, miała dar zabawiania wszystkich swoją beztroską paplaniną. Jednak pewnego dnia popadła w konflikt z Herą, żoną Zeusa, która podejrzewała, że Echo trajkocze po to, aby zaprzątnąć uwagę matki bogów, podczas gdy jej małżonek wymyka się do lasu z urodziwymi nimfami. W gniewie Hera przeklęła Echo i spowodowała, że boginka mogła tylko powtarzać to, co inni już powiedzieli. Do niej zawsze należało ostatnie słowo, ale nigdy nie mogła odezwać się pierwsza. Echo mogła tylko reagować, niezdolna do zainicjowania jakiejkolwiek interakcji z innymi.
Kiedy nimfa zakochała się w Narcyzie, nie mogła mu powiedzieć o swoim uczuciu. Chodziła więc za nim bez słowa, chora z miłości, i zastanawiała się, jak może zwrócić na siebie jego uwagę. Wreszcie taka szansa pojawiła się – gdy usłyszała, jak młodzieniec nawołuje swoich towarzyszy: „Jest ktoś tutaj ?”, ukryta za drzewami powtórzyła: „Tutaj... tutaj”. Narcyz rozejrzał się, ale nikogo nie zauważył. „Kimkolwiek jesteś, podejdź do mnie!”, zawołał. To była chwila dla Echo. Wyszła zza drzew, podeszła do Narcyza i powiedziała: „Podejdź do mnie”.
Narcyz, który do tej pory nie zadawał sobie najmniejszego trudu, aby reagować na miłość pięknych dziewcząt, był poruszony urodą Echo. To czyniło nimfę szczególnie dla niego niebezpieczną, więc odwrócił się od niej w gniewie, mówiąc: „Prędzej umrę niż oddam ci władzę nade mną”. Boginka odpowiedziała błagalnie tylko kilkoma słowami, które mogła powtórzyć: „Oddam ci władzę nade mną”. Gdy odszedł, nimfa poczuła wstyd i zażenowanie, ponieważ upokorzyła się, a mimo to została odrzucona.
Nemesis, bogini sprawiedliwego gniewu, ukarała Narcyza za bezduszność wobec Echo – spowodowała, że młodzieniec zobaczył w nieruchomym lustrze sadzawki swoje odbicie i zakochał się w nim. Nie mógł go jednak ze sobą zabrac i w ten sposób podzielił los biednej nimfy. Przesiadywał nad sadzawką, tęskniąc za ukochanym, który nim pogardzał. Narcyz stawał się coraz słabszy, aż w końcu umarł. Echo była koło niego i gdy Narcyz wyszeptał ostatnie „Żegnaj” do swojego wizerunku, mogła także go pożegnać, powtarzając to słowo.
Los Echo był równie smutny: po śmierci Narcyza nie potrafiła już cieszyć się życiem i zaczęła mizernieć. Jej ciało stało się w końcu niewidzialne, a kości zamieniły się w kamienie. Posostał tylko głos, który można usłyszeć w opuszczonych jaskiniach i wąwozach.
Według powszechnego rozumienia narcyzm to stan, w którym ludzie są nadmiernie rozkochani w samych sobie, za co zresztą bogowie ukarali Narcyza. Jednak głębsza interpretacja mitu pokazuje, że to błędne rozumienie. Zakochanie się w sobie stało się dla Narcyza jego przeznaczeniem, ale Nemesis ukarała go za to, że nie chciał reagować na miłość okazywaną mu przez innych ludzi.
Dla DDA ważne jest to, że Narcyz nie miał żadnych problemów z odrzucaniem miłości innych, dopóki nie spotkał Echo. Wywarła na nim takie wrażenie, jak żadna inna dziewczyna. Dlaczego zatem okazał gniew i niechęć, krzycząc, że nigdy nie odda jej władzy nad sobą? Nie wiemy nawet, czy Echo rzeczywiście pragnęła takiej władzy. Tak nie zachowuje się ktoś, kogo nie poruszyła druga osoba. Uczucia Echo do Narcyza naruszyły jego pancerz i młodzieniec zorientował się, że reaguje na jej miłość wbrew swojej woli.
Jak pokazuje mit, największą wadą narcyzmu jest nie tyle przesadna miłość do siebie – wielu narcystycznych ludzi cierpi z powodu niskiego poczucia własnej wartości – co egocentryzm i niemożność odczuwania głębszej więzi z innymi ludźmi, która trwa dopóty, dopóki narcyz nie dostrzeże siebie w drugim człowieku. Narcyz nie odczuwa żadnej więzi z ludźmi anonimowymi i różnącymi się od niego. Zmienia się, gdy zauważy kogoś, kto chodzi i mówi tak samo jak on, nosi takie same ubrania, albo wyznaje te same wartości – po prostu naśladuje go. Gdy inni nie są wystarczająco do niego podobni, narcyz wywiera na nich nacisk, aby działali tak jak on. Zdaniem wielu, narcyz uznaje siebie samego za idealny wzorzec, przez pryzmat którego ocenia wszystkich dookoła. Prawda jednak jest taka, że narcyz nie odczuwa silnej więzi z innymi, dopóki nie chcą być tacy jak on.
Właśnie egocentryzm jest tym, co wiąże narcyzm z alkoholizmem. Aktywni alkoholicy dotąd redukują relacje interpersonalne, aż mają kontakt wyłącznie z ludźmi, którzy prezentują podobne postawy i zaprzeczają ich alkoholizmowi. Nie oznacza to, że wszyscy alkoholicy są narcyzami, zanim zaczną pić, i że narcyzm popycha ich do alkoholizmu. Prawda jest taka, że każdy aktywny alkoholik stopniowo staje się coraz większym egocentrykiem. Wraz z utratą przez mózg elastyczności, zanika zdolność rozumienia, że ludzie patrzą na świat z przeróżnych perspektyw. Alkoholicy stopniowo odczuwają więź tylko z ludźmi podobnymi do nich. Dlatego członkowie rodziny alkoholika tak często podzielają los Echo.
Życie z aktywnym alkoholikiem jest tylko jedną z możliwości stania się współuzależnionym. Mnóstwo ludzi na świecie próbuje nawiązywać kontakty z innymi, upodabniając się do nich. Chcą przerwać swoje odizolowanie, więc poświęcają własną tożsamość. Przyjmując cechy innych – osiągają poczucie bliskości. Podobnie jak w przypadku Echo, ich ostatecznym przeznaczeniem jest stawać się coraz bardziej przezroczystymi. Nigdy nie nauczą się być sobą, ponieważ stale identyfikują się z fałszywym „ja”, zapożyczonym od tego, z kim akurat pozostają w bliskiej relacji. Poświęcają własną tożsamość, aby zyskać jedynie iluzoryczne poczucie bliskości.

Czas na wyleczenie. Przewodnik. Timmen L. Cermak, s.130

wtorek, 28 lutego 2012

KONSEKWENCJE UZALEŻNIENIA. ALICE



 Gdy Alice miała pięć lat, złamała nogę i założono jej gips. Następnego dnia rano dziewczynka żaliła się rodzicom, że noga ją boli. Jednak ojciec cierpiał z powodu gigantycznego kaca, a matka nie mogła się zdecydować, kto bardziej potrzebuje jej opieki. Podała córce kilka pastylek aspiryny z kodeiną i skupiła się na tym, żeby mąż nie zaczął się denerwować. Ponieważ była to sobota, wkrótce po wstaniu z łóżka ojciec Alice znowu zaczął pić. Po południu był już kompletnie zalany i między rodzicami doszło do okropnej awantury, gdy zaczęli obwiniać się o wyparek córki. Dziewczynka z całych sił starała się możliwie długo nie narzekać na ból, aby nie rozjątrzyć kłótni między matką i ojcem.
Tej nocy ból obudził Alice i leżała w łóżku pojękując. Ojciec padł wczesnym wieczorem, ale obudził się w środku nocy. Szalał po domu, kopał w ściany i przewracał krzesła. Matka położyła się koło córki i mocno ją przytuliła, próbując ukoić ją i jednocześnie uspokoić samą siebie obecnością niewinnego dziecka. Kiedy ojciec wreszcie uciszył się i znowu zasnął, matka uznała, że jest zbyt późno, aby zawozić córkę do szpitala albo niepokoić lekarza telefonem. Podała małej szklankę wina w charakterze środka nasennego i sama też poszła do swojego łóżka.
W niedzielę wszystko się powtórzyło. Alice pamięta, jak błagała ojca, żeby zawiózł ją do szpitala, on jednak upierał się, że złamana noga musi trochę poboleć. Tej nocy dziewczynka prawie w ogóle nie spała. Po wielu latach mogła ze szczegółami opisać każdy dźwięk, który docierał do niej, gdy samotnie leżała w nocy w łóżku i czuła, jak cała noga pulsuje z każdym uderzeniem serca. Nad ranem wreszcie zasnęła; gdy się obudziła, noga bolała nieco mniej. W ciągu następnych dwóch dni całkowicie straciła w niej czucie, co oczywiście spowodowało, że przestała cierpieć. Stało się tak, ponieważ gips był zbyt ciasno założony i noga spuchła. W efekcie krew do niej nie napływała i nerwy zaczęły obumierać.
Kilka tygodni później rodzina z przerażeniem zauważyła strużkę ciemnego płynu, wypływającą spod gipsu. Z chorej nogi unosił się okropny zapach. Rodzice pospieszyli z córką do szpitala; Alice pamięta, że przytrzymywał ją ojciec, więc nie musiała patrzeć, jak lekarz zdejmował gips. Po jego usunięciu przeraźliwy smród niemal odebrał wszystkim oddech; kawałki poczerniałych mięśni przyczepiły się do opatrunku i odchodziły od nogi. Pielęgniarka pobiegła do ubikacji.
Alice pamięta, że ojciec odwrócił się w stronę lekarza i zaczął komentować, jaki to musi być dla niego trudny przypadek. Jako dorosła uznała większą troskę ojca o uczucia specjalisty niż o nią za oczywisty dowód na to, że jego życie zostało zredukowane do prób wywierania odpowiedniego wrażenia na innych. Bardziej interesowała go fasada otaczająca rodzinę niż rzeczywiste życie za nią. Niestety, Alice należała do tej rzeczywistości. Nogę zniszczyła zaawansowana gangrena i ostatecznie trzeba było amputować całą kończynę.

Czas na wyleczenie. Przewodnik. Timmen L. Cermak s.142

ROZMOWY NA KONIEC DZIECIŃSTWA

Monika ma trzydzieści lat. Blond włosy do ramion, okulary w czerwonych oprawkach. Ma M-3 w Bydgoszczy, pracę w agencji reklamowej, męża. Trzecią z kolei terapeutkę i kilkoro przyjaciół w grupie dla dorosłych dzieci alkoholików.

Andrzej, jej ojciec, w średnim wieku, z wąsem jak Wałęsa, ma firmę budowlaną, dwie córki, żonę. I niechęć do rozmów o przeszłości.

W zeszłym roku Monika zaczęła terapię dla DDA. Od kilku miesięcy próbuje o "tych" sprawach porozmawiać z ojcem. Nie daje mu spokoju.

Mówi, że potrzeba do tego dużo odwagi. Najwięcej jej miała niedzielnego popołudnia, w połowie września. Mama była w sanatorium, mąż wyjechał na imprezę integracyjną, Monika cały weekend spędziła z ojcem w domu. Siedzieli przed telewizorem. W przerwie na reklamy w serialu kryminalnym zrobiła herbatę. I zaczęła mówić.
Monika: - Tato, musimy pogadać. Czuję, że bez tego dalej nie pójdę. Moja terapeutka też tak mówi...
Andrzej : - A dokąd chcesz pójść? (śmiech)
Bądź poważny przez chwilę.

A od kiedy ty masz terapeutę w ogóle?
Do pierwszego trafiłam na początku liceum. Opowiadałam ci przecież.

To było piętnaście lat temu. Mówiłaś, że ci pomogła. A teraz znowu żalisz się jakiejś kobiecie?
Teraz jestem w grupie terapeutycznej.

W grupie? Jeszcze lepiej. To już jeden psycholog ci nie wystarcza... (śmiech)
Tato, pogadajmy poważnie. Jestem w grupie dla dorosłych dzieci alkoholików.

Dorosłych dzieci?
No.

I co wy tam robicie? Macie jakieś lego dla dużych?
Przecież chodziliśmy na grzyby
Monika: - Spróbuj mnie posłuchać. To dla mnie ważne.
Andrzej : - O czym znowu? Siedzicie tam i narzekacie, jacy wy biedni Ja przecież taki najgorszy nie byłem. Alkoholik? Piłem trochę. Ale nie tak, żeby komuś życie zniszczyć. Wyrosłaś na ludzi: studia skończyłaś, pracę masz, męża dobrego. Po co ci jakieś terapie?
Na terapii uczę się, jak cierpieć mniej.

Ooo czary-mary
Posłuchaj. Uczę się, jak stawiać granice. I że jestem dla siebie ważna. Najważniejsza. Bo wiesz, jest coś takiego jak syndrom DDA...

I ty to oczywiście masz.
Stąd mój pracoholizm na przykład.

Od lat kieliszka nie tknąłem, a ty latasz po tych terapiach i wmawiasz mi, że przeze mnie się zapracowujesz. Jesteś dorosła przecież.
Ale czasem się nie czuję. Pamiętasz, jak w zeszłym roku wylądowałam w szpitalu?

Noo... coś z żołądkiem miałaś.
Podejrzenie anoreksji. To dlatego, że się zadręczałam. W pracy po dwanaście godzin, w domu następne cztery i jeszcze twoją firmę ogarniam...

Ja ci każę tak tyrać? Odpocznij sobie po prostu. Zresztą już ci chyba lepiej...
Trochę. Ale pod koniec roku, jak się okazało, że nie mogę zajść w ciążę, to się załamałam. Tak jak wtedy, gdy miałam 15 lat, a ty jeszcze piłeś. Tylko leżeć i ryczeć. Żyć mi się odechciało. Naprawdę. Potem ten szpital. I dopiero, jak poszłam na grupę, to zrozumiałam, skąd ta bezradność i strach o wszystko. O siebie, o mamę, o ciebie, o twoją pracę, o to, czy nie zaspałeś i czy macie coś w lodówce. Terapeutka mówi, że moja niepłodność tkwi w psychice. Że moje wewnętrzne dziecko jest chore, więc jak mam być matką? Jak mam wychowywać? I dlatego chcę z tobą pogadać.

Przecież nie byłem dla ciebie taki zły. Nie biłem, nie wyzywałem.
Na mnie, fakt, nawet głosu nie podnosiłeś. Ale mama miała siniaki. Miałam 12 lat i ją obronić? Wchodziłam w środek awantury zawsze za późno. A ty milkłeś. Myślałam, że to dlatego, że mnie kochasz. I że jak następnym razem przyjdę szybciej, to nie będzie awantur. Naiwna.

Tylko o złych rzeczach sobie opowiadacie w tej grupie? Bywało przecież dobrze. Jeździliśmy razem na grzyby, pamiętasz?
No... Na grzybach fajnie było. Straszenie się cieszyłam... Jak zakładałeś te zielone gumiaki i brałeś koszyk... Opowiadałam potem w szkole przez cały tydzień, że byliśmy razem w lesie i że rozmawialiśmy...

Rozmawialiśmy? O czym niby?
Zmyślałam. Nie rozmawialiśmy. Jak już brałeś mnie na grzyby, to byłeś na totalnym kacu. Czasem spytałeś tylko, czy wszystko w porządku? No i co miałam odpowiedzieć?

No czy wszystko w porządku.
Też nie miałem idealnego ojca
Monika: - A mi się wtedy płakać chciało. Bo nie było w porządku. Nigdy! Nawet na tych grzybach nie było w porządku. A ty pytałeś o jakieś "wszystko"!
Andrzej : - Mogłaś ze mną nie jeździć!
Ale ja to uwielbiałam...

Raz mówisz, że było beznadziejnie, teraz, że uwielbiałaś. To w końcu jak?!
Tłumaczę ci przecież: po takiej wycieczce mogłam opowiadać koleżankom, że byłam z tatą na wycieczce. Z TATĄ. Rozumiesz?

Nie.
One ciągle opowiadały, że tata w pracy robi to i tamto, że kupił im książkę, że przyniósł z wypożyczalni film.

No i co, że nie rozmawialiśmy, że książek nie przynosiłem... To taki dramat? Z mamą mogłaś pogadać. Nie każdy ma idealnego ojca. Ja też nie miałem.
Niezupełnie idealny ojciec to taki, co się gapi w telewizor, kupuje nietrafione prezenty albo zapomina o imieninach. A nie taki, którego w knajpach wieczorami szukasz.

A po za mną biegałaś? Trafiłbym do domu.
Ciągle się zgrywasz, tato. Ciągle czuję, jakbym to ja tu znowu musiała być bardziej dorosła niż ty. Przecież doskonale wiesz, po cię szukałam. Gdybym nie dotarła na czas, przepiłbyś wszystko.

Ale z głodu nie pomarliśmy. Było, minęło.
Ty też płakałeś
Tłumaczę ci: to wszystko we mnie siedzi. Co rusz wracają mi jakieś obrazy. Pamiętasz, jak mi kiedyś opowiedziałeś o seksie?

?
Bez żadnych wstępów. W szóstej klasie może byłam. Siedziałam przy biurku i robiłam lekcje. Wszedłeś i zacząłeś: ty myślisz, że to trwa i trwa. A to cyk, cyk, trzy minuty i po krzyku. Na drugi boczek. Usiadłeś na tapczanie i sapnąłeś tak jakoś głęboko. Chwilę trwało, zanim dotarło do mnie, o czym ty w ogóle mówisz. Nawet na ciebie nie spojrzałam. Śmierdziało wódką od ciebie z daleka. Patrzyłam tępo w zeszyt. Broda mi się trzęsła. Wyszedłeś. A ja płakałam.

Ty ciągle ryczałaś z byle powodu...
Wtedy, pomyślałam sobie, że mama musi być nieszczęśliwa. Płakałam za siebie, płakałam za nią. Ciągle ryczałam? No ryczałam. Z wściekłości. Czasem to zupełnie nie wiedziałam już, jak mam się uspokoić. Okładałam się pięściami po udach. Pomagało... Ty też czasem płakałeś.

Przy tobie to raczej nie.
Wtulałeś mi się w ramię po pijaku. "Tatuś chce z tym skończyć, ale nie może", i takie tam.

I co, śmiałaś się pewnie ze mnie, co? Teraz też chcesz się pośmiać.
Do śmiechu mi nie było. Ja ci wtedy wierzyłam, wiesz. Nie gardziłam tobą, nigdy. Tłumaczyłam sobie, że nie możesz się zmienić, choć bardzo chcesz, dlatego że cierpisz. Żal mi ciebie było. Teraz wiem, że to wódka gadała przez ciebie.

Nie mów tak.
Wtedy myślałam, że jak rozmawiasz ze mną po pijaku, to dlatego, że mi ufasz. Że w pracy ci nie idzie, ciągle cię przecież zwalniali, że z mamą się kłócisz i że naprawdę tylko ja jestem twoją radością. Próbowałam zrobić wszystko, żebyś miał się, kim cieszyć, chwalić. Myślałam, że wtedy już nie będziesz musiał pić. Dla ciebie przynosiłam piątki, dla ciebie smażyłam naleśniki, odkąd skończyłam dziesięć lat. Wiedziałam, że lubisz.

No ba, do dziś robisz najlepsze. Doceniałem cię zawsze.
Coś ci się miesza. Na trzeźwo nigdy mnie nie pochwaliłeś. Tylko po pijaku. Wtedy byłam twoją córcią. Jak cię wywalali z pracy, to pisałam ci życiorysy. Że takim dobrym budowlańcem jesteś, fachowcem najlepszym...

Po co? Co ja, pisać nie umiałem?
Zanim byś się zabrał...
Ojca nie można się wstydzić
Andrzej : - Ty nie bądź już taka święta. Też masz za uszami. Pamiętasz, jak po maturze przyszedłem z kwiatami pod szkołę pogratulować. Olałaś mnie. Wstydziłaś się ojca własnego!
Monika: - Byłeś kompletnie zalany.

Jaki zalany?! Piwko wypiłem, jak na ciebie czekałem.
Ledwo na nogach stałeś!

Nie da się z tobą gadać. Zresztą, było, minęło.
Wiesz, jak to bolało? Patrzeć na ojca, którego kochasz, który rzyga i za chwilę się przewróci. Żal ci go, a jednocześnie się wkurzasz i na dodatek wstydzisz się, że ktoś to widzi. Dla dwunastolatki to za dużo. Już w podstawówce wstydziłam się ciebie przed koleżankami.

Koleżankami? Przecież nie zapraszałaś nikogo do domu.
Właśnie dlatego nie zapraszałam, że się wstydziłam. Unikałam ryzyka.

No to uniknęłaś. Nie ma o czym gadać.
Jest, tato, jest. Kiedyś po rozdaniu świadectw w ósmej klasie wracałam do domu, ty też. Właściwie to ty się toczyłeś po drugiej stronie ulicy Jedna ręka na murze, w drugiej zwinięta kurtka, a mróz był piekielny.

Mogłaś się do mnie nie przyznawać. Trafiłbym do domu.
A gdybyś zamarzł gdzieś po drodze?

Bohaterka! Myślisz, że ojcowie twoich koleżanek nie popijali nigdy?
One też tak mówiły: nie martw się, mój tatko też po wypłacie czasem imprezuje...

O!
Ale ty nie piłeś czasem. Czasem to ty nie piłeś!

No, nie rób ze mnie potwora! Do czego ty w ogóle zmierzasz?

Nie będę już do was codziennie przychodzić.

I po to te całe wspominki?!

Tato, nie denerwuj się. Próbuję coś zamknąć, powiedzieć ci, jak się czułam, gdy piłeś. I dlaczego nie będę już do was codziennie przychodzić. Bo wchodzę i już w progu prosicie o pomoc: żebym sprawdziła w internecie, gdzie można kupić takie kafelki, jak chce klient, żebym założyła wam konto, rozliczyła PiT-a, zadzwoniła do urzędu i spytała, jakie dokumenty mają donieść. I ja wciąż żyję waszym życiem.

Wiesz, kiedy ja ostatnio byłam w kinie? Wieki temu. Jestem na każde zawołanie. Nawet czasem jeszcze łapię się na tym, że szukam, czy mama, aby siniaków nie ma na ramionach. Wiem, wiem, nie pijesz od kilku lat. Ale ja nie umiem się nie bać. Myślisz, że dlaczego zawsze sylwestra spędzam z wami? Terapeutka mówi, że najlepiej, gdybym się przeprowadziła gdzieś dalej, do Gdańska choćby, pracę tam znajdę...

Wyjedziesz?

Nie wiem jeszcze.

Boję się wdepnąć

Monika: - I tu rozmowa się urwała. Trudne to. Wciąż się boję, że go zranię. I że znowu zacznie pić. Nie umiem powiedzieć mu wprost: byłeś taki i taki. Tata niczemu nie zaprzecza. Ta rozmowa to taka słowna gra strategiczna. Boję się wdepnąć w jakąś minę.

Terapeutka mówi, że nie muszę się tak męczyć. Że to ja mam wydorośleć i nie trzeba się z tego nikomu tłumaczyć. Ale ja czuję, że gdybym tak po prostu któregoś dnia się odcięła, to bym tatę poharatała. Nie zrozumiałby.

Nie wiem, czy dzięki takim rozmowom będzie łatwiej. Ale chyba inaczej nie umiem...

Chciałabym, żeby tata mnie kiedyś przytulił. Żebym choć przez chwilę była jego dzieckiem. Mama mnie kiedyś przeprosiła, że pozwoliła na to wszystko. Nie czekam, aż tata zrobi to samo.

Źródło: www.wyborcza/dda

PRZESŁANIE

Ze wszystkich rzeczy tego świata miłość jest czynnikiem najważniejszym, bo pierwszym, który zaistniał, najpiękniejszym, bo otrzymaliśmy go od Boga. Życie bez miłości właściwie nie mogłoby istnieć, bo któż jest w stanie sobie wyobrazić, życie bez emocji, energii, uśmiechu; ludzi na miarę robotów, zaspakajających wyłącznie swoje pierwotne potrzeby.
Miłość powinna zawsze stać na pierwszym miejscu, gdyż swoją siłą przeważa nawet wiarę, a z uwagi na jej wyłącznie dobre przesłanki, daje człowiekowi prawie nieograniczoną moc do działania.

Zatrzymaj się na chwilę i popatrz. Co widzisz ? Widzisz świat, budynki, ludzi, zieleń, niebo, chmury, słońce, zwierzęta … itd. Czym to jest dla ciebie ? Czy tylko zwyczajnym codziennym zjawiskiem, czy może czymś więcej ?

Zamknij oczy … Zapomnij o tym, kim i gdzie jesteś.
Otwórz oczy. Popatrz sercem. Co widzisz ?
Przyjemne ciepło słońca i jego blask oświetlający cały świat, żywe kolory otaczającej cię zieleni, kwiatów: śpiew ptaków, dobywający się z oddali.
Jest cicho, spokojnie, bezpiecznie i miło.

Tak właśnie odbiera świat małe dziecko.
Bo patrzy sercem, a nie oczami.
Zamień się na chwilę, w takie małe dziecko; poczuj wszystko co cię otacza; spróbuj dostrzec w tym dobro i piękno; zachwyć się rzeczywistością.
W tej jednej sekundzie istniejesz tylko raz … za chwilę będzie ona przeszłością.
Lecz tu i teraz trwasz, a wszystko to dla ciebie … bo wszystko to MIŁOŚĆ.

W doświadczaniu miłości duchowej, dziecko jest najlepszym ekspertem, choć nie zdaje sobie z tego sprawy. Dziecko nie analizuje, nie krytykuje; przyjmuje świat taki jaki jest, uznając go za dobry, bo nie ma powodów odbierać go inaczej. Wobec dorosłego spojrzenia na życie, właściwie można by powiedzieć, że na miłość duchową po prostu nie ma czasu. Przecież ważniejsza niż spoglądanie w niebo, jest codzienna gonitwa i coraz głębsze nurzanie się w problemach. Większość ludzi uważa, że na takie ceregiele przyjdzie czas dopiero, jak się ustatkują, przejdą na emeryturę itp.
Nie wiedzą, iż można normalnie żyć i czerpać z życia prawdziwie, doznając tych wszystkich pięknych zjawisk jednocześnie. To właśnie miłość duchowa nadaje właściwy sens naszemu życiu.

Najlepsza recepta na odnalezienie miłości duchowej ?
To zupełnie tak, jak z odnalezieniem Boga.

Poszukując miłości duchowej, należy przede wszystkim odnaleźć ją w sobie. To, czy ją spotkamy, zależy w głównej mierze od naszego stosunku do samego siebie. Szczera akceptacja własnej osoby, to punkt wyjścia w tym kierunku. Należy przyjąć, iż całokształt naszego charakteru, wygląd, umiejętności i talenty, otrzymaliśmy właśnie takie, a nie inne, po to, by zrobić z nich właściwy użytek, odpowiedni dla naszej drogi życiowej. W ten sam sposób należy traktować każdego człowieka i całe swoje otoczenie; nie oceniając i nie negując, z uwagi na dzielące nas różnice.
Miłość duchowa pozwala nie tylko na akceptację własnej sytuacji życiowej; bez względu na stopień jej trudności, ale wręcz życie zaczyna nas cieszyć i dawać satysfakcję.
Mówiąc prościej; uczymy się patrzeć na wszystko z dystansem, dostrzegać tylko dobre chwile, szybko zapominając te złe. Dostrzegając w zjawiskach najbardziej przyziemnych, choć pierwiastek dobra, stopniowo zaczynają one sprawiać nam przyjemność, nawet znienawidzona przez nas praca.
Miłość duchowa uczy nas wyzbywania się wszelkich negatywnych emocji, na rzecz odczuwania duchowego piękna i dobra tego świata. Wypełnianie miłością sprawia, iż oprócz wewnętrznej siły, zaczynamy przyciągać dobro, sprawy idą po naszej myśli; ogólnie mówiąc, zaczynamy prawdziwie doświadczać życia. Z uwagi na to, iż jest ona pierwiastkiem jak najbardziej duchowym, dobrym, czystym, pozytywnym, jej rozbudzenie w sobie, wyzwala w nas swoisty ładunek potężnej duchowej energii, będącej w stanie zmienić prawie wszystko.

W magii właściwej naszej doskonałej duszy, to właśnie miłość duchowa jest najważniejszym czynnikiem spełniającym nasze życzenia. Jako, że bardzo potężna; w całej swej krasie ofiarowana bywa, jedynie wybranym, którzy są skłonni zrezygnować dla niej z wszelkiego, kuszącego zła tego świata, a także posiadają siłę i chęć, aby tę miłość szerzyć.